W poniedziałek Politechnika Warszawska poinformowała, że jej rektor wezwał Komendanta Stołecznego Policji do wyjaśnień w związku z wkroczeniem funkcjonariuszy na teren uczelni podczas sobotniego protestu Strajku Kobiet. Według władz uczelni incydent miał charakter "nieuprawnionego wtargnięcia" i aktu "naruszenia autonomii" nie notowanego od "wielu dekad".

Reklama

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Girzyński zapytany we wtorek w RMF FM o te wydarzenia nazwał je oburzającymi. W jego ocenie szef resortu spraw wewnętrznych i administracji powinien wszcząć w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.

Mówię to nie tylko jako polityk, ale także jako profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nie powinno nigdy mieć miejsca naruszanie autonomii uczelni wyższej. Wszyscy, którzy ponoszą za to odpowiedzialność powinni ponieść surowe konsekwencje - ocenił polityk. Dodał, że ma na myśli osoby, które odpowiadały za to bezpośrednio bądź pośrednio, wydając tego typu dyspozycje.

Na uwagę prowadzącego, że "zadziwiająca jest pewna niestabilność policji, która czasami bywa nadzwyczaj pobłażliwa, a w innych sytuacjach staje się nadgorliwa" ścigając np. studentów na terenie wyższych uczelni zaznaczył, że od początku protestów powtarza, że "kluczem jest to, aby być konsekwentnym".

Reklama

I też bym oczekiwał, by policja zachowywała się konsekwentnie w stosunku do wszelkiego rodzaju łamania prawa. Nie ważne, czy to będzie na marszach narodowców, czy na marszach środowisk proaborcyjnych. Konsekwencja i pewnego rodzaju przejrzystość działania na pewno by policji pomogła - ocenił. Mam nadzieję, że pan komendant policji wreszcie do tego doprowadzi, albo poda się do dymisji - podkreślił.

Sobotni marsz w ramach protestu "Strajku Kobiet" ruszył z ronda Dmowskiego w kierunku placu Konstytucji, dalej placu Zbawiciela, placu Unii Lubelskiej i siedziby MSWiA. Na trasie, ustalanej spontanicznie, przejście blokowali policjanci, doprowadzając tym samym do rozproszenia się protestujących.

Część z nich znalazła się przy ul. Waryńskiego, w okolicy wydziału PW. Zgromadzonych tam manifestantów policja zamknęła w kordonie celem ich wylegitymowania. Części z protestujących udało się tego uniknąć po tym, jak przeskoczyli przez ogrodzenie. Działania podejmowane były też przy ul. Polnej, gdzie funkcjonariusze odcięli protestującym dojście na plac Unii Lubelskiej.

Z relacji medialnych wynika, że część demonstrantów, chroniąc się przed policją, wbiegła na teren Politechniki Warszawskiej. Za nimi mieli wbiec policjanci. Z relacji zamieszczonej na portalu Wyborcza.pl wynika, że funkcjonariusze na terenie uczelni użyli pałek i gazu pieprzowego i nie reagowali na nawoływania straży uczelnianej o opuszczenie terenu politechniki.

Jak wyjaśniał rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak, gdy funkcjonariusze, podejmujący działania w czasie sobotniego protestu, zostali poinformowani, że są na terenie Politechniki Warszawskiej, natychmiast go opuścili. Szanujemy autonomię każdej uczelni - mówił.