Zdaniem pedagoga kiepski stan kształcenia w Polsce jest od dawna, a edukacja zdalna jest taką "wisienką na torcie". - Ale w ciągu pół roku my, oddolnie, trochę nauczyliśmy się ogarniać to wszystko. Kiedy mamy do wyboru pomiędzy tym, co słuszne, a tym, co łatwe, to wybieramy to, co słuszne - powiedział Przemysław Staroń w Radiu ZET.
Nauczyciel, który jest także psychologiem i kulturoznawcą, ocenił, że Polska nie jest przygotowana na naukę zdalną na poziomie systemowym, rządowym. - Jestem przekonany, że te wszystkie teksty, fałszowanie rzeczywistości są próbą odwrócenia uwagi, zrzucenia odpowiedzialności - zauważył. Pytany przez Beatę Lubecką o to, czy boi się chodzić do pracy, Staroń odparł, że "tak".
- Można zarzucić naszemu rządowi bardzo wiele, ale ja po prostu - mimo, że rozumiem przyczyny - nie mogę po ludzku pogodzić się z tym, że można być tak bezdusznym. W środku jest takie: Jak to?! - w ten sposób Staroń odniósł się do kontrowersyjnych słów Łukasza Schreibera, który pytany na antenie radiowej Trójki o nauczycieli, którzy zmarli na koronawirusa, stwierdził, że "pedagodzy giną również w wypadkach samochodowych". - Racjonalnie możemy stwierdzić, że ludzie umierają na różne sposoby, ale jeśli idziemy na pogrzeb człowieka, który zginął w wypadku i go spowodował, to nie mówimy rodzinie: No wiesz, sam na to zapracował - komentuje Nauczyciel Roku.
W opinii Staronia nie tylko nauczyciele, ale wiele grup społecznych stało się "niewygodnych dla naszych rządzących".
Pytany o Przemysława Czarnka, nauczyciel odpowiedział: Jedyna rzecz, która mi się w nim podoba, to jego imię i na tym się kończy. Zdaniem pedagoga młodzi ludzie są przerażeni, że to właśnie Czarnek ma zostać ministrem edukacji i szkolnictwa. - Mam wrażenie, że wybór Czarnka jest paradoksalnie dobrym objawem. Kiedy w jakimś procesie pojawia się coś, co kojarzy się z dnem absolutnym, to oznacza to, że ten proces jest naprawdę w fazie schyłkowej. Czasami trzeba sięgnąć dna, żeby się odbić - skomentował.
Dopytywany o homofobiczne wypowiedzi przyszłego ministra, nauczyciel odparł, że "gdyby porównać plakaty, które pojawiały się w kontekście Żydów w latach 30. w Niemczech i porównać propagandę obecnej władzy, to jest to ma maksa podobne". - To te same mechanizmy - zauważył.