Szef MEN pytany był we wtorek w wywiadzie dla wp.pl, czy w związku z sytuacją epidemiczną szkoły powinny zostać zamknięte, czy w czwartek zostaną ogłoszone jakieś informacje na ten temat. O wprowadzeniu obostrzeń w czwartek mówił we wtorek wicepremier Piotr Gliński.

Reklama

- Całe kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej, a także ja osobiście jestem przeciwny zamykaniu odgórnemu wszystkich szkół w Polsce. Uważamy, że w tej chwili system, który stworzyliśmy, zaproponowaliśmy na początku sierpnia, w którym decyzja dyrektora szkoły musi być zaakcentowana przez inspekcje sanitarną, sprawdził się w praktyce - podkreślił Piontkowski. - Trzeba pamiętać, że inspekcja sanitarna jest tą służbą, która powinna reagować, zwalczać epidemie i nie ma lepiej przygotowanej służby. Jej decyzje powinny odnosić się także i do edukacji - dodał.

Odniósł się do pomysłu, czy w związku z tym może szkoły powinny być zamykane w czerwonych strefach. - Posłużę się przykładem z powiatu białostockiego, który jest od pewnego czasu w strefie czerwonej. Tam są dwa ogniska zakażeń: szpital psychiatryczny oraz DPS. I tylko z tego powodu powiat ten znalazł się w strefie czerwonej. Składa się on z kilkunastu gmin, w pozostałych gminach nie widać jakiegoś większego wzrostu zakażeń. I gdybyśmy kierowali się tylko i wyłącznie tymi kolorami powiatów, to wszystkie szkoły powinny być tam zamknięte według tej propozycji, według nas nie. I inspekcja sanitarna też uważa, że nie powinno tam być takiego odgórnego zamykania szkół - powiedział minister.

Reklama

- Dlatego zostawiliśmy decyzję powiatowemu inspektorowi sanitarnemu, bo on jest w stanie ocenić realne zagrożenie epidemiczne i to on w strefie czerwonej ma prawo wyjść z inicjatywą ewentualnego przechodzenia na system mieszany w szkołach, bądź nawet na system całkowitego kształcenia zdalnego. Ten system funkcjonuje, zapobiega panicznemu zamykaniu szkół bez potrzeby - wskazał.

Piontkowski odniósł się też do informacji, że część szkół zamykana jest przez dyrektorów, mimo że nie mają na to zgody sanepidu, gdyż nie są w stanie się z nim skontaktować. - Po pierwsze: zgodnie z prawem sam dyrektor nie może podjąć takiej decyzji. Działa więc wbrew prawu i na pewno będzie interweniował kurator, jeżeli takie przypadki faktycznie miały miejsce. Po drugie: Główny Inspektor Sanitarny doprowadził do tego, że każdy powiatowy inspektor sanitarny przekazał specjalny, przeznaczony tylko do kontaktu z dyrektorami szkół numer telefonu, dzięki któremu ten kontakt jest możliwy w bardzo szybkim tempie - powiedział.

Reklama

Wyjaśnił, że gdy tylko inspektor sanitarny otrzymuje informacje o zakażeniu, bądź prawdopodobieństwu zakażenia, podejmuje tzw. dochodzenie epidemiczne, które - jak zaznaczył - "może jednak potrwać trochę czasu i w związku z tym decyzja może być wydana w ciągu godziny, jak i kilku godzin". - Na razie nie mamy większych problemów z tymi kontaktami. Tam gdzie taka sytuacja występuje, prosimy o kontakt z kuratorami. Oni na pewno postarają się zwiększyć jeszcze dodatkowo przepływ informacji między dyrektorami i inspektorami - zapewnił szef MEN.

Pytany czy potwierdza informacje o zamykaniu szkół przez dyrektorów, którzy nie mają na to zgody sanepidu, odpowiedział: To na razie informacje prasowe. Od kuratorów do nas takie informacje nie dotarły.

Szef resortu edukacji mówił też o skali zakażeń w szkołach i placówkach oświatowych. - Według informacji przekazywanych przez GIS około 60 proc. wszystkich zakażeń w Polsce to są tzw. zakażenia poziome. Około 8-9 proc. to szpitale, podobna liczba to DPS-y. Natomiast szkoły są ogniskiem zakażenie tylko i wyłącznie w wypadku około 2,1 proc. - poinformował.

- Widać więc, że przynajmniej na razie placówki edukacyjne nie są istotnym ogniskiem zakażeń koronawirusem i nie ma w związku z tym powodu do zamykania szkół - wskazał. - Nie ma na razie dowodów, żeby z powodu szkół i obecności dzieci i młodzieży w szkołach były bardzo poważne zakażenia - dodał.

Piontkowski pytany był także o dwoje nauczycieli, którzy zmarli w ostatnich dniach, a którzy zachorowali na COVID-19. Pytany był, czy w ich przypadku do zakażenia doszło w szkole. - Z informacji, które mamy z inspekcji sanitarnej, przytłaczająca większość zakażeń w placówkach edukacyjnych to są zakażenia z zewnątrz - pojawia się osoba chora, która zakaziła się gdzieś na zewnątrz - powiedział. Jednocześnie zaznaczył, że nie wie, jak było w przypadku tych dwóch konkretnych osób.

- Oczywiście każdy taki wypadek jest smutny. Chcielibyśmy, by było ich jak najmniej. Niestety, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie panuje epidemia - podkreślił.

MEN we wtorek podało, że w trybie stacjonarnym pracuje 47 399 szkół, przedszkoli i placówek oświatowych, czyli 97,76 proc. wszystkich. W trybie mieszanym, czyli z nauką prowadzoną częściowo w szkole i częściowo w domu, funkcjonuje 801 placówek, czyli 1,65 proc. wszystkich. W trybie wyłącznie zdalnym pracują 284 placówki, czyli 0,59 proc. wszystkich.