Dziś nie będziemy was przytulać, ale równie mocno dzielimy się radością z tego, że w końcu możemy się zobaczyć nie tylko na ekranach komputerów – tak zaczęła nowy rok szkolny Jolanta Lubińska, dyrektor podstawówki w Obornikach Wielkopolskich. A zwracając się wprost do uczniów, dodała: W realu jesteście jeszcze fajniejsi! Podobnie było w całym kraju, choć pogoda nie rozpieszczała. Przed przedszkolem na warszawskim Mokotowie od 7.30 ustawiła się kolejka wychodząca poza bramy placówki. Rodzice z dziećmi stali, chroniąc się pod parasolami. Czekaliśmy do wejścia przeszło 20 minut. W końcu córka zaczęła kichać. Jak tak będzie codziennie, skończy się przeziębieniem i ledwo zaczniemy, trzeba będzie znów siedzieć w domu - irytowała się mama dziewczynki z najstarszej grupy.

Reklama

Płacz i odrywanie dzieci niemal siłą. Na pożegnanie było raptem kilka minut, by nie blokować kolejki - opowiada Monika Szatkowska, która do przedszkola przyprowadziła dwoje dzieci. W końcu rodzice zaczęli się buntować. Jedni spieszyli się do pracy, inni widzieli przez okna, że maluchy sobie nie radzą i wdzierali się do szatni. Zapanował chaos, tłum rósł, choć pracownice przedszkola apelowały o zachowanie dystansu. Mam nadzieję, że w kolejnych dniach będzie lepiej ‒ dodaje.

W szkołach emocje łatwiej było utrzymać na wodzy, co nie znaczy, że ich nie było. Na początku pozytywne zaskoczenie. Klasa córki liczy 20 osób. Udało się więc tak zorganizować lekcje, by każda klasa miała swoją salę, a każdy uczeń – przypisaną ławkę – relacjonuje pani Agnieszka, mama Uli, która właśnie rozpoczęła siódmą klasę w warszawskiej podstawówce. Tu dzieci nie tylko będą jadły posiłki w sali. Sala przejmie też rolę szatni. Plan, który właśnie dostała Ula, zakłada dwa razy w tygodniu po osiem lekcji. Dyrekcja wymyśliła codziennie zajęcia WF-u, by dzieci cokolwiek ruszyły się zza biurek. Pytanie brzmi: jak sprawdzą się rodzice? Czy nie puszczą chorego dziecka do szkoły? I czy nie wpadniemy w przesadę? Córka przyznała, że podczas rozpoczęcia roku zakręciło jej się w nosie. Stłumiła kichanie z obawy, że będą na nią podejrzliwie patrzeć.

Reklama
Reklama

Te obawy podziela wielu rodziców. Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego udało mi się wydobyć od lekarza zaświadczenie o tym, że syn jest alergikiem. Nie było łatwo, bo najpierw musiałam skorzystać z teleporady, a w przychodni nikt nie wiedział, jak taki dokument powinien wyglądać - mówi matka ucznia rozpoczynającego właśnie naukę w liceum im. Kochanowskiego w Warszawie. Zastrzega, że na razie nikt od niej takiego zaświadczenia nie wymaga, jednak dzięki temu syn czuł się pewniej, ruszając do szkoły. Bał się, że nie zostanie wpuszczony z powodu lęku przed koronawirusem.

Ostatnio mamy masę takich próśb. Rodzice chcą, by lekarz poświadczył, iż objawy występujące u dziecka, jak kaszel, kichanie, nie są wynikiem zakażenia SARS-CoV-2. My nic takiego poświadczyć nie możemy! Nawet gdybyśmy mieli je traktować jako ogólne zaświadczenia o stanie zdrowia, to ich wystawienie nie jest możliwe bez wykonanego testu na obecność wirusa - protestuje Bożena Janicka z Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. Ma więc nadzieję, że przedszkola i szkoły nie będą traktowały zaświadczeń jak gwarancji zdrowia.

Na razie szkoły zabezpieczają się inaczej. Na przykład podstawówka na warszawskiej Pradze zażądała od rodziców na piśmie precyzyjnego harmonogramu odbioru dziecka: kto, kiedy, o której godzinie. Mieliśmy dostarczyć go w dniu rozpoczęcia roku szkolnego wychowawcom, ale powiedziałem, że to niewykonalne - opowiada ojciec drugoklasistki. Szkoła argumentowała, że to jej sposób na zwiększenie bezpieczeństwa. Dzięki temu łatwiej będzie ustalić kontakty w razie pojawienia się ogniska koronawirusa.

Wiele szkół wykorzystało rozpoczęcie roku do zrobienia tego, co nie udało się w marcu, gdy w popłochu zamykano placówki. Chwilę po przemówieniu dyrektora pierwsze klasy przeszły szkolenie, jak się zachować w sytuacji, gdyby trzeba było przejść na tryb zdalny. Uczniowie usłyszeli nie tylko, jak się logować na Teamsach, lecz także, że ich obowiązkiem jest codzienne sprawdzanie dziennika elektronicznego - relacjonuje Dawid Łasiński, nauczyciel chemii w Zespole Szkół im gen. Dezyderego Chłapowskiego w Bolechowie. W tej placówce już pierwszego dnia zostało jasno powiedziane: to, jak będziemy funkcjonować, zależy głównie od uczniów. Nie ma nakazu noszenia maseczek, ale jeśli młodzież zacznie zbierać się w grupach na korytarzach, trzeba będzie go rozważyć.

Wystartowaliśmy gładko, bo to jeden z nielicznych momentów, kiedy mali mają lepiej - żartuje Danuta Helińska, dyrektor podstawówki w Smardzewie w lubuskiem. – Rozpoczęcia roku? Jak w zegarku. Co pięć minut wychowawca zabierał swoją grupę i prowadził do sali - opowiada. Tu każda klasa ma swoją salę, a uczeń ‒ ławkę. Nawet pracownia informatyczna wędruje za uczniami. Jest mobilna, składa się z 16 laptopów. Dla naszej społeczności edukacja inna niż w szkole oznacza czarny scenariusz, 20 proc. uczniów nie ma w domu sieci i komputerów. Dlatego podczas rozpoczęcia roku słyszałam wiele razy: byle ten koszmar nie wrócił