Dla dyrektorów liceów i techników nadszedł sądny czas. Podwójny rocznik, przeładowane szkoły i klasy, dwa różne programy nauczania w klasach pierwszych to efekt oświatowej rewolucji, która właśnie w tym roku dotarła do placówek ponadpodstawowych. Jak w takiej sytuacji działać zgodnie z prawem i np. prawidłowo sporządzić arkusz organizacyjny? Praktycznie się nie da. Przynajmniej za pierwszym razem. Dyrektorzy już wiedzą, że czeka ich kilkakrotne przechodzenie tej żmudnej, biurokratycznej procedury. Bo nie tylko trzeba było zwiększyć liczbę i liczebność klas w najbardziej obleganych szkołach. Siwych włosów dyrektorom przysparza też brak nauczycieli – przy niezłej wciąż koniunkturze gospodarczej ich płace są mało satysfakcjonujące i nie zachęcają, zwłaszcza młodych, do wykonywania tego zawodu. Wprawdzie rząd zwiększa o 9,6 proc. pensje pedagogów, ale to w praktyce oznacza o dwieście kilkadziesiąt lub trzysta kilkadziesiąt złotych więcej – brutto oczywiście. Ciągle za mało, żeby zachęcić do wykonywania zawodu. Ale nawet takie kwoty podwyżek martwią samorządowców. Bo okazuje się, że choć w ramach subwencji oświatowej rząd ma wyasygnować dodatkowy miliard złotych, to suma ta nie pokryje w pełni wzrostu wynagrodzeń.
Styczniowe podwyżki kosztowały Warszawę 70 mln zł, a z Ministerstwa Edukacji Narodowej dostaliśmy 30 mln. Wrześniowe kosztować będą kolejne 51 mln zł – mówi nam Renata Kazanowska, wiceprezydent Warszawy. Nie otrzymaliśmy z tego na razie ani jednej złotówki. Minister na konferencji zapewnił, że Warszawa dostanie 36,8 mln zł. To oznacza znowu 14,2 mln zł mniej – dodaje Renata Kazanowska.
Ministerstwo więcej jednak nie dorzuci. W odpowiedzi na pismo Związku Powiatów Polskich (to głównie one prowadzą licea i technika) resort wyraźnie podkreśla, że w obowiązującym systemie prawnym nie ma przepisu, z którego wynikałoby, iż to budżet państwa gwarantuje w ramach subwencji środki na pokrycie wszystkich wydatków na realizację zadań oświatowych jednostek samorządu terytorialnego.

W szkołach brakuje i miejsca w klasach, i nauczycieli

Reklama
Młodzieży będzie niemal dwa razy więcej niż dotychczas. Część to uczniowie, którzy skończyli ósmą klasę po reformie, inni to kończący likwidowane już gimnazjum. Dlatego w ramach tej samej placówki przygotować trzeba dwa odrębne programy nauczania – trzy- i czteroletni, co wymaga dodatkowego nakładu pracy. I choć dyrektorzy nie przeczą, że na ten scenariusz przygotowywali się od dłuższego czasu, to jednak zakończona niedawno rekrutacja pokrzyżowała wcześniej przyjęte założenia. W niektórych placówkach chętnych było więcej niż miejsc i te musiały otworzyć nowe oddziały. Wielu dyrektorów nie kryje, że ulegli presji zarówno samorządów, jak i rodziców oraz uczniów, którzy jak nigdy dotychczas mieli trudność z dostaniem się do szkoły pierwszego wyboru.
Reklama
Jednym z najbardziej podstawowych problemów jest kadra. A raczej jej braki. Jak wynika z sondy DGP, w ośmiu województwach brakuje w sumie ponad 7,2 tys. nauczycieli na każdym poziomie edukacji. Najwięcej na Mazowszu ‒ niemal 3 tys. pedagogów, w Małopolsce – 1,3 tys. nauczycieli, w Zachodniopomorskiem ‒ niemal 800. Duża część z nich jest poszukiwana przez dyrektorów liceów i techników. W samej Warszawie oferty pracy czekają na 1260 osób. Z tego, jak informuje Kornelia Szczepaniak, starszy specjalista w Kuratorium Oświaty w Warszawie, licea poszukują wciąż 94 pedagogów, a technika – 35. Pozostałe wakaty są w przedszkolach, podstawówkach i szkołach branżowych. W Bydgoszczy na 70 widniejących w bazie kuratorium propozycji zatrudnienia 29 łącznie jest z techników i liceów. W Kielcach natomiast szkoły te złożyły zapotrzebowanie na połowę ze wszystkich poszukiwanych nauczycieli, czyli na 44 z 88. Zła sytuacja jest też w Lublinie. Propozycje pracy są w sumie dla 59 pedagogów, z czego 29 w technikach i liceach.
Oferty pracy zamieszczane są na stronach kuratoriów. Spora część z nich to jednak tylko praca na kilka godzin i trudno się dziwić, że na takie zatrudnienie nie ma chętnych. Co za tym idzie, szkoły borykają się z ustawieniem wszystkich zadań we właściwy sposób. Wielu dyrektorów stanęło przed koniecznością zrobienia aneksu do arkusza organizacyjnego, który opracowali przed wakacjami. A to wiąże się z ponownym przejściem całej procedury. Podwójny rocznik będzie też wyzwaniem dla szkół w innych obszarach, choćby takich jak bezpieczeństwo. U nas będzie tysiąc uczniów. Samo to, że podczas przerwy tyle dzieci musi zmienić klasę, jest już wyzwaniem – mówi dyrektorka jednego z warszawskich liceów. Tak samo jak dostęp do szatni czy do stołówki – podkreśla. Wytycznych na temat związanych z tym obowiązków można szukać w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej i sportu z 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (Dz.U. z 2003 r. nr 6, poz. 69 ze zm.). To samo rozporządzenie nakazuje równomierne obciążenia uczniów w poszczególnych dniach tygodnia czy zróżnicowanie zajęć. Przy podwójnym roczniku wydaje się to niemożliwe do spełnienia, choć eksperci podpowiadają pewne rozwiązania. Na dodatek wszystko rozbija się o finanse, głównie o zbyt niską subwencję oświatową. Samorządy twierdzą wręcz, że jeżeli Ministerstwo Edukacji Narodowej przyznało podwyżkę, to powinno sfinansować jej koszty, a nie zrzucać to na samorządy. To są ogromne pieniądze – przekonuje Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. edukacji i usług społecznych. Do tej pory MEN nie zwrócił skutków podwyżki dla nauczycieli. Gdańsk w związku z reformą Anny Zalewskiej wyłożył z własnego budżetu ponad 60 mln zł. Z MEN dostał na ten cel zaledwie 850 tys. zł – narzeka przedstawiciel Gdańska.
Z kolei MEN w odpowiedzi sprzed paru dni na kwietniowe jeszcze stanowisko Związku Powiatów Polskich w sprawie finansowania systemu oświaty przypomina, że zadania oświatowe związane z prowadzeniem przez jednostki samorządu terytorialnego szkół i placówek finansowane są z ich dochodów. A tylko jednym z nich jest część oświatowa subwencji ogólnej. Kwoty subwencji oświatowej nie można wprost odnosić do zadań oświatowych nałożonych na jednostki samorządu terytorialnego. W obowiązującym systemie prawnym nie ma przepisu, z którego wynikałoby, iż bud żet państwa gwarantuje w ramach części oświatowej subwencji ogólnej środki na pokrycie wszystkich wydatków na realizację zadań oświatowych jednostek samorządu terytorialnego – czytamy w odpowiedzi na stanowisko ZPP.
Tak więc nie ma wątpliwości – reformę w dużej mierze sfinansują właśnie powiaty (miasta na prawach powiatu), które prowadzą zdecydowaną większość szkół ponadpodstawowych.