W środę samorządowcy usiądą do stołu ze skonfliktowanymi z rządem nauczycielami. Omówiony ma być przebieg szykowanego na kwiecień strajku pedagogów. – Naszym celem jest też wypracowanie formuły stałej kooperacji, dzięki której oba nasze środowiska w kluczowych sprawach będą mogły mówić jednym głosem – tłumaczy Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich (ZMP). Dodaje, że rozmowy mają też dotyczyć przebiegu strajku. Samorządowcy go otwarcie nie popierają, lecz chcą, by one same, a także dyrektorzy szkół mogli wcześniej przygotować się na ewentualny paraliż.
Rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) Magdalena Kaszulanis przyznaje: Czujemy, że mamy nowego sojusznika. – Nie zawsze mówiliśmy z samorządami jednym głosem, ale sytuacja się zmieniła. Otrzymujemy bardzo dużo głosów wsparcia z ich strony, m.in. z Łodzi, Warszawy, Chorzowa. Włodarze już wspierają nasz postulat, by to budżet państwa wziął na siebie finansowanie wynagrodzeń nauczycieli – mówi Magdalena Kaszulanis.
Zapowiedzi nieformalnego sojuszu to nie najlepsza wiadomość dla rządu, który jest w coraz ostrzejszym konflikcie z obydwoma środowiskami. Spór z nauczycielami sprowadza się do wysokości ich wynagrodzeń i skali oferowanych przez rząd podwyżek. Z kolei wojna z samorządami sprowadza się do dwóch aspektów – skutków reformy oświaty oraz wysokości subwencji oświatowej (czyli pieniędzy, jakie rząd przekazuje samorządom na funkcjonowanie systemu edukacji, w tym na wynagrodzenia nauczycieli).
Reklama
Jeśli chodzi o reformę – w ramach której m.in. zlikwidowano gimnazja i przywrócono 8-letnie szkoły podstawowe, 4-letnie licea i 5-letnie technika – samorządy twierdzą, że to one poniosły koszty związane z przystosowaniem szkół na kumulację roczników czy wypłaty odpraw dla zwalnianych nauczycieli.
Reklama
Największe miasta już szykują się do wystawienia rządowi rachunku. Nad zbiorowym pozwem pracują m.in. władze Poznania, Warszawy, Gdańska, Katowic, Krakowa, Łodzi i Wrocławia. Z inicjatywą złożenia zbiorowego pozwu wyszedł prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. – Prawnicy już nad nim pracują, ma być gotowy do końca kwietnia – podaje urząd miasta w Poznaniu.
Druga oś sporu to wysokość subwencji, która – jak podają samorządy – wynosi na ten rok 45,7 mld zł i jest kolejny raz niedoszacowana. Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) odpowiada, że w porównaniu do tej z 2018 r. jest i tak wyższa o ponad 2,8 mld zł. Do tego uwzględnia m.in. środki na podwyżki wynagrodzeń nauczycieli, a na realizację podwyżek o 5 proc. od września br. MEN zapowiada uruchomienie "dodatkowych środków budżetowych". Teza resortu jest jednoznaczna – w subwencji zapewniono środki na podwyżki dla nauczycieli w pełnej wysokości.
I tu pojawia się kolejny rozdźwięk. Zdaniem samorządów pieniędzy nie starcza "nawet na wynagrodzenia na ich obecnym poziomie, nie mówiąc o zapowiadanych podwyżkach". Wyliczyły, że w 2017 r. otrzymały 43,2 mld zł od rządu, podczas gdy same wydały ponad 58 mld zł. W tegorocznym budżecie państwa ma brakować grubo ponad 2,8 mld zł m.in. przez "niedoszacowanie" podwyżek nauczycielskich z 2018 r. czy skutki wzrostu ich wynagrodzeń, planowanego od września br.
Strona rządowa widzi to inaczej. Premier Mateusz Morawiecki w zeszłym tygodniu wywiadzie dla TVN24 stwierdził, że samorządy "oszczędzają na nauczycielach". – One dostają od nas subwencję budżetową i na przykład nie wypłacają dodatku motywacyjnego, funkcyjnego albo za trudne warunki pracy – stwierdził szef rządu. – Premier Morawiecki minął się z prawdą – odpowiada Marek Wójcik z ZMP. – Płacimy więcej, bo doceniamy pracę nauczycieli i motywujemy ich do lepszej pracy. To najlepszy dowód na to, że inwestujemy w edukację.
MEN potwierdza, że samorządy z własnej woli płacą nauczycielom więcej, niż zobowiązuje ich do tego prawo. – Skala nadpłat ponad poziom minimalny rośnie z roku na rok. W 2015 r. samorządy wypłaciły o 0,96 mld zł więcej ponad poziom minimalny, w 2016 r. – o 1,2 mld zł, a w 2017 r. – już 1,4 mld zł – wylicza Anna Ostrowska z MEN. Zwraca jednak uwagę, że nie ma przepisu mówiącego, iż subwencja oświatowa gwarantuje środki na pokrycie wszystkich samorządowych wydatków na cele oświatowe.
Miasta i nauczyciele chcą, żeby rząd wziął na siebie obowiązek wypłaty nauczycielskich pensji. "Wówczas przekona się Pan Premier, jak bardzo zaniżona jest kwota, jaką otrzymują samorządy z budżetu państwa na realizację zadań oświatowych" – wskazuje ZMP w liście otwartym.
MEN odrzuca ten wariant. – Jeżeli państwo miałoby przejąć finansowanie wynagrodzeń nauczycieli, musiałoby także odebrać samorządom dużą część istotnych kompetencji, np. w zakresie ustalania sieci szkół, co oznaczałoby de facto ogromny ubytek autonomii i samodzielności samorządów oraz centralizację zarządzania oświatą – przekonuje Anna Ostrowska.