Sejm przeprowadził we wtorek pierwsze czytanie projektów ustaw zmieniających strukturę szkół w Polsce. Chodzi o dwa projekty ustaw: Prawo Oświatowe i Przepisy wprowadzające Prawo Oświatowe. Zgodnie z nimi, w miejsce obecnie istniejących typów szkół mają się pojawić: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane. Zmiany miałyby się rozpocząć od roku szkolnego 2017/2018.

Reklama

Nad zgłoszonymi podczas debaty wnioskami Sejm będzie głosował w piątek.

Minister edukacji, prezentując projekty, przekonywała, że pozwolą one podnieść jakość polskiej edukacji, przywrócić kształcenie ogólne, przestać uczyć pod testy. Jak mówiła, obecnie badania międzynarodowe pokazują, że polscy 15-latkowie dobrze odtwarzają wiedzę, ale nie potrafią rozwiązywać problemów, nie potrafią pracować w grupie. Te same badania - według niej - pokazują, że polski nauczyciel nie ma satysfakcji ze swojej pracy.

Reklama

Jak mówiła minister, edukacja szkolna powinna wyglądać tak, że kończąc ją, absolwent powinien być przygotowany do pracy lub do podjęcia studiów, jednocześnie ma być gotowy do uczenia się przez całe życie. Zalewska zaznaczyła też, że mała szkoła to bezpieczniejsza szkoła. Stąd zmniejszane mają być obwody szkolne, a dzieci przestaną być dowożone do nich; zniknie też dwuzmianowość tam, gdzie ona teraz istnieje.

Minister odpowiadała na blisko 100 szczegółowych pytań. Zapewniała m.in., że w trakcie reformy nie będzie problemu z podwójnym rocznikiem w 2019 r. Wówczas o przyjęcie do szkół średnich ubiegać się będą uczniowie pierwszego rocznika po 8-letniej szkole podstawowej i ostatniego rocznika uczącego się w gimnazjum. - Jest tak dramatyczny niż demograficzny, że nie będzie żadnego problemu – powiedziała Zalewska.

Reklama

Pytała opozycję, gdzie ta była, gdy w wyniku obniżenia wieku obowiązku szkolnego do I klasy szkoły podstawowej poszedł podwójny rocznik. - Tam był dramat, gdy w jednej klasie spotkały się dzieci 5-letnie i 7-letnie – podkreśliła.

Zalewska przekonywała też, że dzięki reformie oświatowej przybędzie kilka tys. etatów nauczycielskich, niezagrożone mają być klasy dwujęzyczne, które do tej pory funkcjonowały w gimnazjach o profilu językowym - nauka drugiego języka miałaby się zaczynać w siódmej klasie szkoły podstawowej. Według minister nie będzie też problemu z uprawnieniami nauczycieli dotychczas uczących przyrody do nauczania przedmiotowego biologii, fizyki, geografii czy chemii.

Zalewska odpierała też zarzuty, że projekt Prawa Oświatowego był przygotowywany "szybko, bez konsultacji, bez debaty". - Od lutego dyskutujemy w całej Polsce. Każdy mógł się na debatę zapisać. Sami kuratorzy przeprowadzili ok. 160 spotkań – podkreśliła minister. Na krytykę tempa wprowadzanych zmian odpowiadała, by opozycja powiedziała rodzicom, że muszą dłużej czekać na 4-letnie liceum dla swoich dzieci, a pracodawcom, że muszą poczekać na absolwentów zreformowanych szkół zawodowych.

O konieczności przeprowadzenia reformy przekonywała także Marzena Machałek (PiS), bo - jak mówiła - bez niej nastąpi dalsza zapaść systemu edukacji. Posłanka zarzuciła opozycji, że to ona "zniszczyła polską szkołę", a teraz "manipuluje opinią publiczną", "próbuje buntować rodziców przeciwko zmianom w edukacji" oraz próbuje namawiać samorządowców do sabotowania reformy, np. w Warszawie.

Posłanka PiS zapewniała też, że rząd zagwarantował środki finansowe na przeprowadzenie reformy: 1,5 mld zł subwencji oświatowej na dzieci sześcioletnie oraz prawie 500 mln zł w pierwszym etapie reformy na przygotowanie szkół.

PO złożyła wniosek o odrzucenie obu projektów w pierwszym czytaniu. W przypadku ich odrzucenia chce wysłuchania publicznego. - Wycofajcie się z tych zmian, nie krzywdźcie dzieci – apelowała Krystyna Szumilas (PO). Przedstawiając stanowisko swojego klubu, pokazała gruby skoroszyt. - To jest projekt ustawy. To jest druk sejmowy - 484 strony. Zmienianych jest 117 ustaw. PiS chce to zrobić w dwa tygodnie – powiedziała Szumilas.

W wystąpieniu zarzuciła minister edukacji, że nie zna prawa oświatowego. Przypomniała, że nauka języka obcego w szkołach jest już teraz obowiązkowa od I klasy szkoły podstawowej i jest obowiązek kontynuowania jego nauki; że już teraz uczniowie gimnazjów mają obowiązek zrealizowania projektu edukacyjnego. Mówiła także, że już dziś podstawa programowa jest tak skonstruowana, że nauczyciel ma 20 proc. czasu na realizację własnego planu.

Kukiz'15 będzie głosował za skierowaniem projektów ustaw wprowadzających reformę edukacji do komisji. - Reforma jest niewątpliwie potrzeba. Prawie 50 proc. rodziców mówi, że gimnazja powinny być zlikwidowane. Niemniej jednak trzeba pamiętać o tym, że mają wartość dodaną - powiedział poseł Tomasz Jaskóła. Zwrócił uwagę, że reforma wprowadzana jest za szybko. Według posła Kukiz'15, w sprawie reformy edukacji należy przeprowadzić referendum, a same zmiany należałoby odsunąć co najmniej o trzy lata.

Klub Nowoczesna zaapelował do rodziców i nauczycieli o przeciwstawienie się reformie edukacji, a PiS wezwał do wycofania się ze zmian bądź przynajmniej rocznego ich opóźnienia. - Wad tej reformy jest mnóstwo, dlatego zwracam się do nauczycieli, rodziców do wszystkich, którym leży na sercu troska o dzieci, żeby przeciwstawili się tej reformie. I wzywam panią minister (Annę) Zalewską i cały PiS, żeby wycofał tę reformę, a przynajmniej opóźnił o rok - powiedziała Katarzyna Lubnauer (N). Posłanka zgłosiła też wniosek o odrzucenie projektów w pierwszym czytaniu lub choćby wysłuchanie publiczne.

Lubnauer przekonywała, że wbrew twierdzeniom PiS, gimnazja w Polsce się sprawdziły. - Jeżeli spojrzymy na wyniki naszych uczniów, to one się znacząco poprawiły - mówiła Lubnauer. Według niej mitem jest też powtarzanie, że "gimnazja są porażką wychowawczą", bo "więcej przemocy jest w szkołach podstawowych - piątej i szóstej klasie".

PSL ocenia, że projekt zmian w edukacji to "antyreforma". - Po raz kolejny w tej kadencji mamy do czynienia z projektem złożonym przez PiS, który tak naprawdę jest gigantycznym aktem demolki, tym razem edukacyjnej - ocenił Krystian Jarubas (PSL). - Do czego się sprowadza ta reforma? Ano do zmiany nazw, tabliczek i pieczątek, bo poza tym nie ma żadnych konkretów - dodał polityk Stronnictwa. - Wielu nazywa ją także "antyreformą" i tak ją określając, na pewno się nie myli - podkreślał.

Jak dodał, jednym z podstawowych pytań jest to, dlaczego rząd chce "zniszczyć ponad 6 tys. placówek oświatowych w Polsce, gdzie dziś ma pracę ponad 100 tys. nauczycieli".

Koło Europejscy Demokraci poprze wnioski o odrzucenie projektów wprowadzających reformę edukacji oraz wniosek o wysłuchanie publiczne.

Jacek Protasiewicz (ED) argumentował podczas debaty w Sejmie, że reforma oświaty jest wprowadzana w zbyt dużym tempie, co skutkuje chaosem, a jej koszt jest bardzo wysoki. - Pani minister (edukacji) mówi o 900 mln (...). Są to pieniądze wyrzucone w błoto. W Polsce jest dużo więcej potrzeb. Ja je znam i wy też je znacie, bo mówiliście o nich w kampanii - powiedział poseł.

Koło Wolni i Solidarni złożyło swoje stanowisko na piśmie.

Na koniec debaty minister edukacji - nawiązując do pikiety rodziców, która odbywała się we wtorek przed Sejmem - zaprosiła rodziców na spotkanie w resorcie lub np. w Centrum Dialog. "Razem z rodzicami mam nadzieję budować dobrą szkołę dla dobra ich dzieci" - powiedziała Zalewska.