Dzisiejsza prorodzinna konferencja prasowa Donalda Tuska, poza dobrymi wiadomościami dla "matek I kwartału" i rodziców przedszkolaków, przyniosła też wieści dla rodziców sześciolatków. Donald Tusk zmienił decyzje rządu w sprawie obowiązku posłania ich do pierwszej klasy, który miał się stać powszechny w 2014 roku. Podczas konferencji prasowej zapowiedział, że w przyszłym roku do szkoły obowiązkowo pójdą sześciolatki urodzone między styczniem a lipcem. Natomiast młodsze dzieci, czyli urodzone w drugiej połowie roku, będą miały ten obowiązek dopiero w roku 2015. - To powinno złagodzić niepokój rodziców - stwierdził premier.

Reklama

Donald Tusk zapowiedział też, że w klasach 1-3 limit dzieci w jednej grupie będzie wynosił 25. Poza tym będą tworzone oddzielne klasy dla młodszych i starszych uczniów z jednego rocznika.

Wygląda jednak na to, że te zapowiedzi nie załatwiają sprawy. - To jest kolejny wyłom w reformie, która - jestem tego pewna - nie wejdzie w życie - mówi w rozmowie z dziennik.pl Karolina Elbanowska ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, które zbiera podpisy pod wnioskiem o referendum m.in. w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Elbanowska podkreśla, że na tę reformę nie ma społecznego przyzwolenia, a widać to po malejącej liczbie sześciolatków zapisywanych do szkół. - Podstawa programowa nie została dostosowana do możliwości sześciolatków, nauczyciele nie przeszli odpowiednich szkoleń, a same szkoły są nieprzygotowane na przyjęcie tak małych dzieci. Nic dziwnego, że rodzice się na tę reformę nie zgadzają – mówi Elbanowska.

Dodaje, że deklaracja premiera nic nie zmienia w działaniach stowarzyszenia, które wciąż będzie zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum. - Jest ich już około 260 tysięcy, codziennie przychodzą setki kopert z kolejnymi listami podpisów. Przygotowujemy się na nowe otwarcie – dodaje Elbanowska. Jej zdaniem sądny będzie rok 2015, czyli rok wyborów parlamentarnych. - Politycy widzą tę wielką społeczną niezgodę i zdają sobie sprawę z tego, że jeśli będą brnąć w tę reformę, stracą elektorat – argumentuje.

Reklama