Według obietnic Anny Zalewskiej po reformie oświaty w każdej szkole mieli pracować pedagog i psycholog. Od konferencji, w czasie której minister przedstawiała założenia zmian, minęły blisko dwa lata, a nic się nie wydarzyło. Resort wciąż zapowiada prace nad wprowadzającą taki obowiązek ustawą, ale reforma przyniosła nowe problemy.
Jak alarmuje Związek Nauczycielstwa Polskiego, wielu nauczycieli, którzy udzielają pomocy psychologiczno-pedagogicznej, robi to z naruszeniem prawa. Takie działania powinno obejmować nauczycielskie pensum, ale wielu dyrektorów wymaga, by robili to w ramach wolontariatu.
Przed reformą oświaty nauczyciele realizowali zajęcia psychologiczno-pedagogiczne w ramach godzin karcianych. Był to czas, który w ramach 40-godzinnego etatu, ale poza 18-godzinnym pensum godzin tablicowych, musieli poświęcić uczniom (a nie np. na sprawdzanie klasówek). „Karcianki” były dodatkowo płatne. Ministerstwo Anny Zalewskiej je zlikwidowało. Teoretycznie. Dyrektor może bowiem na podstawie szkolnego statutu „zmotywować” nauczyciela do prowadzenia zajęć dodatkowych, tyle że tym razem bez dodatkowej zapłaty. Prawo zabrania jednak wykorzystywania tego czasu na zajęcia dotyczące pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Znów – teoretycznie. W praktyce w wielu szkołach nauczyciele pracują właśnie w ten sposób.
Przyznali to sami dyrektorzy placówek, których o sytuację zapytał ZNP. Na ankietę odpowiedziało 2460 dyrektorów przedszkoli, 4221 szefów podstawówek i 1389 szkół ponadgimnazjalnych. Okazało się, że w 55 proc. przedszkoli zajęcia z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej nie są realizowane zgodnie z prawem. W podstawówkach to 48 proc., a w szkołach ponadgimnazjalnych – 39 proc.
Reklama
Jak to jest możliwe, że nadzór pedagogiczny nie wychwycił tego w arkuszach organizacyjnych szkoły? - zastanawia się wiceprzewodniczący ZNP Krzysztof Baszczyński. Pod naciskiem związku sprawie przyglądali się posłowie z sejmowej komisji edukacji.
Reklama
W czasie posiedzenia wiceminister Marzena Machałek broniła się, że analiza związków jest obarczona błędem metodologicznym, bo nie wiadomo do końca, co rozumie on przez pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Minister edukacji narodowej określi w formie rozporządzenia wykaz zajęć prowadzonych bezpośrednio z uczniami lub wychowankami albo na ich rzecz, m.in. przez pedagogów, psychologów, logopedów - napisała z kolei do posłów minister Anna Zalewska. Nowe regulacje mają obowiązywać od 1 września 2018 r.
Zapowiadała także, że MEN przeanalizuje sytuację do 30 kwietnia. Zdaniem związku to za późno, bo do 19 kwietnia szkoły składają arkusze organizacyjne, w których muszą zaplanować, jak nauczyciele będą tę pomoc realizować w przyszłym roku. Oznacza to, że tegoroczne błędy mogą zostać powielone.
Problem wsparcia psychologicznego uczniów to jedno z największych wyzwań współczesnej szkoły. Raport NIK wykazał, że w 2016 r., przed startem reformy edukacji, 44 proc. szkół nie miało zatrudnionego ani pedagoga, ani psychologa. W szkołach podstawowych jeden pedagog przypadał na 483 uczniów. Psycholog – na 2037. W gimnazjach to 1119 uczniów na psychologa i 327 na pedagoga, a w liceach - odpowiednio 2104 i 604. A sytuacja młodzieży pogarsza się z roku na rok. Co piąte dziecko funkcjonujące w systemie oświaty trafia do poradni. W sumie w ciągu roku szkolnego jest to kilkaset tysięcy - przekonywała w rozmowie z DGP Ewa Tatarczak, przewodnicząca Związku Zawodowego Rady Poradnictwa.