W szkole podstawowej sprzed reformy gimnazjalnej (w klasach IV–VIII) uczniowie spędzali na biologii, chemii, fizyce i geografii ok. 1015 godzin. Po wprowadzeniu gimnazjów (w klasach IV–VI i przez całe gimnazjum) liczba ta spadła o 140. Planowana właśnie rewolucja edukacyjna oznacza kolejne cięcia – między czwartą a ósmą klasą będzie jedynie 700 godzin przedmiotów przyrodniczych.
Mówimy o wynalazczości i o rozwoju techniki, a na przedmioty, które to zapewniają, przeznaczamy w szkole coraz mniej czasu – ostrzega Dorota Kurzawa, nauczycielka biologii i chemii, porównując stare i projektowane rozkłady godzin. Zdaniem prof. Piotra Węgleńskiego, dyrektora Centrum Nowych Technologii UW, oprócz liczby lekcji ważny jest też sposób, w jaki uczymy dzieci. – Programy edukacyjne przypominają standardy XIX-wieczne, nie tłumaczą rzeczywistości. Należałoby zacząć od ich zrewidowania i dopiero na tej podstawie rozdzielać, ile czasu młodzież powinna się uczyć w szkole – ocenia. Alarmuje, że obecne formy kształcenia nie pozwalają zdobyć wiedzy potrzebnej np. w rozwoju nowych technologii. Potwierdzają to unijne raporty. Przygotowywane przez Komisję Europejską zestawienie European Innovation Scoreboard 2016 pokazuje, że Polska jest w ogonie innowacyjności. Zajmujemy 9. lokatę od końca, wyprzedzając tylko takie kraje, jak Chorwacja, Bułgaria czy Rumunia. Polska wypada poniżej średniej UE we wszystkich kategoriach, w tym pod względem poziomu badań naukowych i zgłoszeń patentowych.
Pytanie nie powinno brzmieć: ile godzin przedmiotów uczyć, ale w jaki sposób przekazywać wiedzę o przyrodzie – kwituje prof. Łukasz Turski, przewodniczący rady programowej Centrum Nauki Kopernik.
Reklama
Reklama