Samorządy narzekają, że przez sześciolatki, które zostaną w przedszkolach, nie będzie miejsca dla trzylatków. Z drugiej strony zakładają, że z powodu niżu demograficznego liczba dzieci objętych wychowaniem przedszkolnym w kolejnych latach będzie spadać. W efekcie rzadko decydują się na tworzenie dla nich nowych miejsc. Nie chcą też zapraszać niepublicznych placówek do powszechnej rekrutacji.
Od września 2014 r. samorządy mogą tworzyć dodatkowe miejsca w przedszkolach przy współpracy z prywatnymi placówkami. Wystarczy, że ogłoszą konkurs i wyłonią w nim niepubliczne przedszkole. Rodzic, posyłając do niego dziecko, ponosi takie same opłaty, jak ustalone są w samorządowych oddziałach. W zamian niepubliczne przedszkola otrzymują dotacje w kwocie 100 proc. kosztów, jakie gmina ponosi przy utrzymaniu jednego przedszkolaka (ok. 700 zł miesięcznie). Nie może jednak od rodziców pobierać czesnego. Jeśli prywatne przedszkole nie zdecyduje się na przystąpienie do powszechnej rekrutacji, dostaje 75 proc. dotacji i ma prawo pobierania czesnego.

Brak konkursów

Reklama
Z sondy DGP przeprowadzonej wśród samorządów wynika, że te niechętnie decydują się na ogłaszanie konkursów na dodatkowe miejsca w przedszkolach. Nie zorganizowały ich np.: Chojnice, Kraków, Ostróda, Rzeszów, Swarzędz, Bydgoszcz, Białystok, Bielsk Podlaski, Żywiec czy Oława.
Reklama
Burmistrz tej ostatniej Tomasz Frischmann tłumaczy, że na terenie jego gminy nie było potrzeby ogłaszania konkursu, bo w mieście funkcjonuje kilka placówek niepublicznych. Rodzice zapisują do nich dzieci nawet kosztem wyższych opłat, ale w zamian dzieci uczą się w mniejszych grupach i mają więcej zajęć dodatkowych.
Częstochowa również nie organizuje konkursów dla prywatnych przedsiębiorców, ale potwierdza, że im pomaga.
Przedszkola prowadzone przez podmioty prywatne otrzymują z budżetu gminy dotacje na każde dziecko. W ubiegłym roku było to 552,60 zł miesięcznie – potwierdza Włodzimierz Tutaj, rzecznik prezydenta Częstochowy.
Podobnie jest w stolicy.
W ostatnich latach globalne wydatki miasta na dotacje dla przedszkoli niepublicznych wzrosły z 85 mln zł w 2009 r. do 158 mln zł w 2015 r., to jest aż o 85 proc. Efektem jest dofinansowanie każdego przedszkolaka z placówki niepublicznej kwotą 731 zł miesięcznie (8772 zł rocznie), co stanowi 78 proc. kosztów utrzymania w niej dziecka. To chyba jedna z najwyższych dotacji w kraju – wylicza Włodzimierz Paszyński, zastępca prezydenta m.st. Warszawy.
Dodaje, że miasto organizuje konkursy na zakup miejsc w przedszkolach – tak stało się np. na Białołęce, gdzie w ten sposób zorganizowano 400 dodatkowych miejsc. Zaznacza jednak, że wiąże się to z rezygnacją z pobierania od rodziców opłat wyższych niż w placówkach publicznych i koniecznością zapewnienia odpowiedniego standardu organizacyjnego, co nie wszyscy właściciele przedszkoli chcą zaakceptować.

Trudna współpraca

Z naszej sondy wynika również, że te samorządy, które decydują się zaprosić przedsiębiorców do powszechnej rekrutacji, nie są zasypywane ofertami.
Miasto w tym roku ogłosiło konkurs ofert dla przedszkoli niepublicznych. Szukaliśmy miejsc dla 200 maluchów. Zgłosiła się tylko jedna placówka, która oferuje 45 miejsc – potwierdza Beata Krzyżanowska, rzecznik prasowy prezydenta miasta Lublin.
Z pewnością części miejsc dla trzylatków zabraknie, ale nie jest to dla nas podstawa determinująca do rozpisywania konkursu. Z procesem konkursowym również się wiąże obawa, że może nie być chętnych wśród przedszkoli. Są też trudności w zawarciu umowy na cykl wychowania przedszkolnego. Jeśli np. rodzic zrezygnuje z posyłania dziecka do takiej placówki, to czy my musimy w umowie zagwarantować dalsze dofinansowanie? – wyjaśnia Grażyna Burek, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. edukacji.
Przyznaje również, że samorządy niechętnie patrzą na współpracę z niepublicznymi przedszkolami, bo wśród nich występują przypadki niewłaściwego wydatkowania dotacji.