I tłumaczą, o co im chodzi: przecież taka nieparzysta liczba automatycznie oznacza, że jedno dziecko będzie siedziało samo w ławce, a podczas wycieczek nie będzie mogło znaleźć pary. Poza tym utrudni to realizowanie prac w dwójkach, co się często podczas lekcji zdarza. Dodają, że przecież można było określić minimum albo na 24, albo 26. – Widać, nikt się nad tym specjalnie nie zastanawiał – mówi jeden z nauczycieli.

Reklama

Ministerstwo edukacji przekonuje, że nie powinno to stanowić problemu. Po pierwsze wprowadzenie limitu oznacza, że oddział nie może liczyć więcej niż 25 dzieci. Może liczyć natomiast mniej, np. 23 czy 24 dzieci. – A nawet jeśli w konkretnej klasie będzie nieparzysta liczba uczniów, rolą wychowawcy jest tak zorganizować pracę, by żadne z dzieci nie czuło z tego powodu dyskomfortu. Sprzyjać temu może realizowanie zadań w grupach, a nie w parach – tłumaczy Joanna Dębek, rzecznik resortu edukacji.

I dodaje, że w coraz większej liczbie szkół ławki nie są ustawiane w „tradycyjny” sposób, tylko w taki, który w większym stopniu daje poczucie wspólnej nauki - np. są złączone w koło. Przy takim ustawieniu nie ma możliwości, by ktoś siedział sam.